Ostatnie posty

Wyspy Zielonego Przylądka: jak wygląda spacer z rekinami i co sprawia, że warto tam wrócić?

Chociaż odwiedził Wyspy Zielonego Przylądka na Atlantyku kilka lat temu, po drugiej fali Covid-19, wrażenia są nadal żywe.

„Kiedy przybyłem na główną wyspę Sal, panował przygnębiający nastrój przytłoczenia turystyką, ale miejscowi nadal żyli swoim hakuna matata (bez problemów, bez zmartwień) z wielkimi uśmiechami” – wspomina Litwin, który spędził tam 10 dni.

Podróż na Wyspy Zielonego Przylądka to wciąż egzotyka dla wielu Litwinów – czy miałeś jakieś oczekiwania, czy zostały one spełnione?

Prawdopodobnie największym oczekiwaniem było zobaczyć dużo zielonej przyrody (uśmiech). Ponieważ nazwa (Wyspy Zielonego Przylądka) sprawia, że chcesz się tego spodziewać gdzieś w środku.

I częściowo miałem rację, ponieważ archipelag ten składa się z 10 większych wysp i 8 mniejszych wysepek. Niektóre z wysp mają więc makaronezyjski krajobraz (Teneryfa, Madera).

Jednak, jakby z założenia, główna wyspa Sal charakteryzuje się uboższym środowiskiem naturalnym. W tym czasie nie mogliśmy przenieść się na inne wyspy (Brava, Boa Vista) ze względu na warunki pogodowe i nadal obowiązujące ograniczenia Covid-19. Miejscowi podróżują między wyspami łodzią lub samolotem.

Jednak w tym czasie występowały niekorzystne prądy i duża fala na morzu, więc można było płynąć dalej, ale lokalny kapitan nie obiecał, że wrócimy na czas. Prądy i falowanie między wyspami mogą trwać kilka dni, a czasem nawet tydzień.

Nie chcieliśmy ryzykować, że przegapimy nasze zaplanowane loty. Ze względu na ograniczenia związane z Covid-19, małe samoloty nie latały w tym czasie między wyspami, co jest najpopularniejszym środkiem transportu dla turystów.

Powiedz nam, co zrobiło na Tobie największe wrażenie podczas tej podróży?

Oczywiście najbardziej fascynująca była przyroda. Mimo że jest uboga, zachowuje pewien urok. Niekończące się miraże pustyni, znane lokalnie jako „fata morgana”, były fascynujące.

Byłem pod wrażeniem ludzi i ich zdolności do stawiania czoła problemom po trudnym okresie Covid-19 z dobrym humorem i optymizmem.

Pandemia pozbawiła pracy około 23% populacji. Odsetek ten dotyczył sektora turystycznego, który odpowiadał za około 25% produktu krajowego brutto.

Podczas wizyty w Espargos, największym mieście na Sal, miałem okazję przeprowadzić wywiad z kilkoma mieszkańcami, którzy po prostu siedzieli w kawiarni na świeżym powietrzu i machali wesoło do odwiedzających i mówili im emocjonalnie, że nie ma pracy, nie ma pieniędzy, ale wszystko będzie „hakuna matata”… (uśmiechy).

Jednym z najbardziej imponujących i fascynujących miejsc, jakie kiedykolwiek odwiedziłem, były kopalnie soli w wiosce Pedra Lume.

Zaraz po przejściu przez naturalną bramę w skale trafia się na plan filmowy Mad Maxa. Opuszczone budynki i linie transportu soli, w szczególności, tworzą w naszej podświadomości poczucie końca cywilizacji.

Technogeniczne baseny solne o różnych kolorach i kształtach wypełniają oczy nieopisanymi wrażeniami wizualnymi.

W oddali góry otaczające krater solny wydają się osłaniać spokojnie bulgoczące pokłady soli przed bezpośrednim działaniem promieni słonecznych.

Sylwetki pojedynczych turystów wędrujących po horyzoncie od czasu do czasu łączyły się z fata morgana (mirażem), który wyparowywał w powietrzu. Spędziliśmy kilka godzin w tym magicznym miejscu.

Mieliśmy okazję zanurzyć się w jednym z basenów solankowych. Uczucie jest takie samo jak w Morzu Martwym. Sole unoszą ciało na powierzchnię, skóra staje się śliska i pojawia się lekkie uczucie swędzenia.

Problem polegał na tym, że w tym miejscu nie było pryszniców, aby zmyć sól, więc musieliśmy korzystać z naszych zapasów wody pitnej…

Innym ciekawym doświadczeniem był spacer z rekinami cytrynowymi. Dlaczego mówię spacer? Ponieważ rekiny te żyją w płytkich wodach subtropikalnych.

Wystarczy brodzić po kolana, a rekiny będą przepływać między nogami, mając nadzieję na przekąskę w postaci strzebli lub innych owoców morza sprzedawanych na brzegu przez lokalnego pasterza rekinów.

Wystarczy brodzić po kolana, a rekiny będą pływać między nogami, mając nadzieję na przekąskę w postaci strzebli lub innych owoców morza.

Dzień przed pojawieniem się rekinów cytrynowych, podczas wspinaczki po skałach wzdłuż brzegu, dość mocno rozciąłem sobie skórę na zewnętrznej kości kostki.

Nasz kierowca udzielił mi wszelkiej możliwej pomocy medycznej i odizolował ranę wodoodpornymi plastrami i rękawami.

Po wejściu do wody przypomniałem sobie filmy o rekinach i ich reakcji na zapach krwi i ran, i poczułem się trochę nieswojo, zwłaszcza gdy od czasu do czasu stukały nosami lub ogonami, gdy przepływały obok.

Kiedy zapytałem miejscowego pasterza rekinów, czy mogę wejść do wody, powiedział: „hakuna matata” (uśmiech).

Czy było coś, co cię zaskoczyło?

Byłem mile zaskoczony poliglotycznością lokalnych sprzedawców ulicznych. Pamiętam, jak przechodziłem obok lokalnego sprzedawcy magnesów, który siedział na chodniku prowadzącym na plażę.

Kiedy usłyszał głosy grupy polskich turystów przechodzących obok, podskoczył jak meduza i piękną polszczyzną bez akcentu podbiegł do turystów i zaczął oferować im różne pamiątki.

Gdy polscy turyści odchodzili, słyszeli, jak polscy turyści sapią ze zdumienia i chwalą lokalnego kupca. Ten dzień był dla niego opłacalny.

Następnego dnia sam przechodziłem obok lokalnych sprzedawców pamiątek i oczywiście otrzymałem standardowe pytanie o to, skąd jestem. Odpowiedziałem, że jestem z Litwy i, ku mojemu zaskoczeniu, miejscowy tubylec wykonał wszystkie fantazyjne fonetyczne dźwięki naszego języka.

„Dzień dobry, jak się masz, zapraszam, świetne ceny i pamiątki…” – tak wyglądała przygotowana tyrada sprzedawcy.

Oczywiście cała znajomość języka litewskiego skończyła się, gdy próbowałem rozwinąć dialog dalej… Ale to miłe, że ludzie podejmują wysiłek, aby nauczyć się przynajmniej niektórych języków przybyszów i oczarować ich w ten sposób.

Dobrze też, że ludzie żyjący w kraju, w którym system edukacji nie jest w najlepszej kondycji, starają się choć trochę poznać turystów, korzystając z nowoczesnych technologii, takich jak aplikacja Tłumacz Google.

I nie ma znaczenia, że ich celem jest sprzedanie ci czegoś, ważne jest to, że kiedy próbują ci sprzedać, starają się poznać ciebie i twoją kulturę.

Podróżując po Europie, często byłem rozczarowany, gdy mówisz, że jesteś z Litwy, a oni zaczynają z tobą rozmawiać w każdym języku oprócz litewskiego.

Można by pomyśleć, że w mniej rozwiniętych krajach ludzie są bardziej ciekawi i bardziej starają się o turystów.

Czy były rzeczy, które rozczarowały?

Prawdopodobnie najbardziej rozczarowującymi rzeczami na wycieczce były bieda i bałagan. Spędziliśmy dzień jeżdżąc na rowerze po okolicy.

Gdy tylko opuściliśmy miasto, przywitały nas odrapane dzielnice pełne luźnych psów, bosych dzieci bawiących się na podwórkach i zniszczonych domów pełnych śmieci.

W niektórych miejscach nieprzyjemnie było czuć na sobie dziesiątki par oczu podczas jazdy na rowerze. Najwyraźniej turyści rzadko odwiedzają te miejsca.

Czasami dzikie plaże, znane lokalnie jako wysypiska muszli (z powodu odpadów z lokalnych łowisk, które na nich wyrzucano), mieszały się z pozostałościami betonowych konstrukcji o niepewnym przeznaczeniu, tworząc miraż postapokaliptycznego świata.

Pomyślałem: to musi być prawdziwa Afryka.

Drugą smutną stroną jest ubóstwo. Młodym ludziom na Wyspach Zielonego Przylądka szczególnie trudno jest zbudować życie, rodzinę i stabilny dochód.

Pamiętam miejscowego młodzieńca malującego obrazy przed hotelem. Nigdy nie kusiły mnie takie artystyczne dzieła miejscowych, ale jeden obraz szczególnie przykuł moją uwagę. Przedstawiał sylwetkę ciemnoskórej dziewczyny o twarzy, jakby spoglądającej z tęsknotą lub nadzieją gdzieś w dal.

Podszedłem do malarza i zapytałem, co jest namalowane na tym obrazie. Odpowiedział, że to dziewczyna jego marzeń, której jeszcze nie spotkał.

Dalej powiedział, że na Wyspach Zielonego Przylądka młodym mężczyznom trudno jest zakładać rodziny, ponieważ miejscowe dziewczyny chcą dobrze żyć i poślubią tylko bogatego mężczyznę.

A w kraju nie ma ich zbyt wielu. W większości przypadków dziewczęta, które wierzą w obietnice, wychowują swoje dzieci samotnie i nie zakładają nowych rodzin, ponieważ nikt nie chce wychowywać cudzych dzieci.

Chłopak nie obwiniał ich, ale raczej był rozczarowany podejściem państwa do młodych ludzi i możliwościami, jakie daje im dobre życie w kraju.

Zapytany o cenę obrazu, powiedział, że chce 20 euro za swoje dzieło. Pomyślałem: naprawdę niska cena za obraz tak pełen osobowości. Bez wahania kupiłem go, podwajając cenę, ponieważ czułem, że ten obraz jest dla niego wyjątkowy.

Ale trzeba zrozumieć, że bez względu na to, jak miło miejscowi wchodzą w interakcje lub śledzą osobiste historie, będą nas postrzegać jako potencjalne źródło dochodu.

Jakie są warunki dla turystów na Wyspach Zielonego Przylądka?

Podróżując na Wyspy Zielonego Przylądka nie należy spodziewać się zadbanych miejskich ulic. Pomiędzy miastami nie ma głównych dróg. Warunki jazdy są dość proste, ale wymagają ostrożności.

Połączenia transportu publicznego są słabe. Autobusy nie kursują według ścisłego rozkładu jazdy i często się spóźniają.

Brakowało mi poczucia bezpieczeństwa podczas wieczornych wędrówek po miastach. Gdy tylko zapada zmrok, ulice zapełniają się miejscowymi, mocno odurzonymi alkoholem i narkotykami.

Wędrując wieczorami po miastach, tęskniłem za poczuciem bezpieczeństwa. Gdy tylko zapada zmrok, ulice wypełniają się mieszkańcami, mocno odurzonymi alkoholem i narkotykami.

Czasami przerażające, a czasami interesujące jest obserwowanie, jak tracą poczucie otoczenia i łączą się z rytmami ulicznej muzyki, tańcząc przed barami.

Turysta jest tu odpowiedzialny sam za siebie. Niejednokrotnie mijałem grupę miejscowych mężczyzn o atletycznej budowie, którzy na ulicy, w odległości kilkudziesięciu metrów od policjantów, oferowali turystom zakup narkotyków lub leków na receptę.

Ciekawe jest to, że nie zwracali uwagi na to, czy rozmawiają z rodziną z dziećmi, czy z seniorami. Każdy wyglądał dla nich jak potencjalny kupiec.

Gdybym odmówił interakcji lub okazał wyraźne niezadowolenie, zostałbym potraktowany kreolskim bełkotem, który w doskonałej korelacji z ciemnymi ulicami Santa Maria stworzyłby niekomfortowy moment.

W tym momencie zdajesz sobie sprawę, że lokalna policja pełni jedynie symboliczną rolę i nie możesz czuć się bezpiecznie, zwłaszcza z małymi dziećmi. Nawiasem mówiąc, potwierdził to mój kolega, który był na wakacjach na Wyspach Zielonego Przylądka z rodziną.

Jak rozwinięty jest system hotelowy?

Wybór hoteli w kraju jest szeroki: od niedrogich po luksusowe, z menu all inclusive à la carte.

Na tej wycieczce znajdzie się coś zarówno dla nomadów, jak i wymagających wczasowiczów. Format jest podobny do większości krajów.

Hotel z przestrzenią wewnątrz i rozrywką, w którym można zatrzymać się na tydzień. Dla tych, którzy wolą więcej prywatności, dostępne są bungalowy na plaży, w których się zatrzymałem.

Jedzenie jest dobre i zróżnicowane. Obsługiwane są dzieci i osoby o specjalnych potrzebach żywieniowych (bez laktozy, wegetariańskie itp.).

Będąc w prywatnym hotelu zapomina się, że jest się w tak biednym kraju. Hotele są strzeżone 24 godziny na dobę. Nie przed jakimiś brutalnymi przestępcami, ale po prostu przed kieszonkowcami lub nieznośnymi sprzedawcami pamiątek.

Czy jest to drogi kraj?

To zależy od tego, z czyjej perspektywy się na to patrzy. Jeśli mówimy o mieszkańcach, myślę, że jest to dla nich drogie.

Średnia pensja w kraju wynosi 13 000 escudos, czyli około 117 euro. Jednak ceny w sklepach, barach i barach z przekąskami nie różnią się od cen europejskich.

Na przykład filiżanka cappuccino może kosztować nawet 2 euro, a puszka coca-coli 1,5 euro. Jest to stosunkowo wysoka cena dla miejscowej osoby, w porównaniu do tak niskiego standardu życia.

Oczywiście jest to kraj bardziej zorientowany na turystów, a miejscowi wolą cieszyć się wolnym czasem, organizując pikniki ze świeżymi owocami nad morzem niż siedząc w barach.

Aktywności takie jak przejażdżki rowerowe, pojazdy terenowe i wynajem samochodów nie spodobają się tym, którzy chcą spędzić wakacje z ograniczonym budżetem.

Jedyną rzeczą, która zaskoczyła, była cena homarów. W lokalnej nadmorskiej restauracji można znaleźć gotowego, świeżo złowionego homara z dodatkami za 20-35 euro.

Muszę przyznać, że nie miałem okazji go spróbować, bo przechodząc obok ciągle machałem ręką, że wrócę następnego dnia, a kiedy nadszedł ostatni dzień, pomyślałem: zjem tego homara gdzie indziej….

I o ile teraz podróżuję, nigdzie nie widziałem takich cen homarów. W innych krajach ceny tego wykwintnego dania zaczynają się od 70 euro i szybko rosną. Tylko dla tego jednego homara przysiągłem, że pewnego dnia wrócę na Wyspy Zielonego Przylądka.

Więcej historii i zdjęć z podróży Romasa Sabaliauskasa można znaleźć na stronie: fr33lando IG: klajojantys.kadrai

Leave a Response

Bogdan

Bogdan

Bogdan
Cześć, nazywam się Luca i jestem autorem tej strony z przydatnymi poradami kulinarnymi. Zawsze fascynowało mnie gotowanie i kulinarne eksperymenty. Dzięki wieloletniej praktyce i nauce różnych technik gotowania zdobyłem duże doświadczenie w gotowaniu różnych potraw.