W schroniskach ratunkowych w Los Angeles w obliczu niepewności ewakuowani z pożarów zwracają się o pomoc do społeczności
Burman, który od 14 lat mieszka w społeczności nadmorskiej, jest jedną z wielu osób objętych obowiązkowym nakazem ewakuacji. Od czwartkowego popołudnia miasto Santa Monica wspomoże wysiłki organów ścigania na obszarze graniczącym z pożarem Palisades.
Spiesząc się do ewakuacji, Burman zostawił telefon komórkowy w swoim mieszkaniu. Mała latarnia i latarka były jednymi z niewielu przedmiotów, które ze sobą zabrał, nosząc je w izolowanej czarnej torbie.
Ośrodki stały się schronieniem dla wielu osób, których życie zostało wywrócone do góry nogami przez bezprecedensowe pożary, które nadal pustoszą okolice Los Angeles. W obliczu utrzymującej się niepewności i przewidywanych prognoz wiatrów przestrzenie kosmiczne zapewniły wytchnienie ludziom, którzy nie mieli dokąd się zwrócić – w tym tym, którzy stracili wszystko.
Wraz z napływem ludzi napływali wolontariusze wspierający, którzy przekazali wiele rzeczy lub zaoferowali pomoc stacjonującym już tam pracownikom Czerwonego Krzyża.
Gwałtowne pożary wywołane suszą i silnym wiatrem zabiły co najmniej pięć osób, a prawie 180 000 kolejnych zmusiło do opuszczenia domów.
„Trudno to widzieć, bo jest tak wiele bólu i cierpienia” – powiedział 37-letni Jay Gutovich z zachodniego Los Angeles, który zatrzymał się w schronisku, aby przekazać zabawki dla dzieci — klocki Lego, Hot Wheels i „wszystko, co tylko mogliśmy” — które wybrał w Target.
„Istnieje potrzeba upolitycznienia, podczas gdy tak naprawdę należy skupić się na pomaganiu ludziom w tej chwili, a resztę będziemy mogli wymyślić później” – powiedział Gutovich. „Myślę, że ważne jest, abyśmy korzystali z okazji, aby wspierać siebie nawzajem, ponieważ wszyscy jesteśmy w tym samym zespole. Jak możemy współpracować jako społeczność, aby zbudować Los Angeles, jakiego pragniemy jako kolektyw?”
W czwartek rano akademik Westwood był słabo zaludniony, ponieważ wielu mieszkańców schroniska opuszczało go w ciągu dnia, aby spotkać się z przyjaciółmi lub szukać komfortu w miejscach takich jak kawiarnie. Wielu mieszkańców ma jeszcze pracę do załatwienia, w tym osoba, która wybiegła z budynku z kawą i dodała, że nie może rozmawiać, bo spóźnia się do pracy.
Niektórzy mieszkańcy schroniska chodzili ze wszystkim, co tylko mogli unieść, przypiętym do pleców i jedną lub dwiema dodatkowymi torbami na kółkach. Mieszkanka Santa Monica powiedziała, że zabrała wszystkie swoje albumy ze zdjęciami i wrzuciła je do kosza, który zabrała ze sobą podczas ewakuacji.
Inna mieszkanka Santa Monica, Svetlana Sornekova (88 l.), karmiła swojego małego szczeniaka kawałkami kurczaka z plastikowej miski z pianki. Wokół niej inni mieszkańcy tymczasowego schroniska spacerowali ze swoimi psami, jedynymi bliskimi, których zabrali ze sobą podczas ewakuacji.
Przez cały ranek wolontariusze w ośrodku rozładowywali zapasy z ciężarówek i wwozili je do budynku. W nadziei na pomoc zgłaszali się także mieszkańcy spoza stref ewakuacyjnych, do tego stopnia, że część wolontariuszy i zaopatrzenia została odesłana lub przekierowana do innych schronisk.
Nicole Maul, rzeczniczka Czerwonego Krzyża obecna na stronie, powiedziała, że w obliczu tragedii nie brakuje dobrej woli – nawet ze strony tych, którzy doświadczają własnych okropności.
„Mieliśmy ochotników, którzy sami zostali ewakuowani. Mamy wolontariuszy, którzy niestety stracili domy. Ale wielokrotnie powtarzali mi, że chcą wystąpić przed swoimi sąsiadami” – powiedział Maul. „I to sprawia, że moje serce trochę bije, gdy ktoś, kto potencjalnie przechodzi przez tak wiele, mówi: «Wiesz co? Chcę tu być. Wiem, że mam umiejętności, dzięki którym mogę pomagać innym ludziom”.