Ostatnie posty

Giedrius Petkevičius, badacz wojskowy, który napisał powieść, mówi: „Lepiej przygotować się na dzień, w którym nadejdą”.

Czy mógłbyś jednak przyłożyć rękę do serca i powiedzieć, że ani razu nie pomyślałeś o tym, co byś zrobił, gdyby okropności wojny dotarły na litewską ziemię?” – pyta badacz wojny Giedrius Petkevičius.

G. Petkevičius, autor bestsellerów „Anatomia wojny”, „Ludzie wojny” i „Krwawe słoneczniki”, przedstawia swoją piątą książkę „Dzień, w którym przyszli”.

Nowa książka autora, jak sam mówi, pozwoli niektórym czytelnikom sprawdzić możliwą rzeczywistość wojny i może zaskoczyć innych, którzy w ogóle nie myślą o wojnie.

W literackiej narracji G. Petkevičiusa można rozpoznać obrazy niedawnej przeszłości naszego kraju – świtu niepodległości i burzliwych lat 90-tych.

Poczuj niepokój walczącej Ukrainy, poznaj najtajniejsze plany Kremla, odwiedź bunkier litewskich przywódców i dołącz do litewskich żołnierzy w obronie Wilna i Kowna.

Kolejnym ważnym szczegółem tej książki jest wielka miłość. Która również wymaga przetrwania w zimnym bunkrze. Walka o miłość i ojczyznę w miastach i lasach Litwy.

Dzień, w którym przyszli oni został opublikowany przez wydawnictwo Alma Littera. Dziennikarka Laisvė Radzevičienė przeprowadziła wywiad z autorką książki.

– Książka, którą napisałeś, jest dziełem literackim o pewnym wydźwięku dokumentalnym, ale czy w rzeczywistości często myślisz o Dniu X? Dniu, w którym oni nadejdą?

– Do 2014 roku takie myśli były bardziej teoretycznymi rozważaniami. Dziś, obok nich, zidentyfikowałem swoje możliwości, zdolności, konkretne miejsca i środki.

Niestety sytuacja wygląda tak, że fikcja literacka zawarta w książce może wejść w życie każdego.

– Rzeczywiście, sam często myślę o tym, co piszesz we wstępie do swojej książki: co byśmy zrobili, gdybyśmy nagle zostali złapani w wojnę? Czy masz jakiś plan przetrwania?

– W dzisiejszej rzeczywistości jest to coś, o czym mało kto myśli. Często myślę zarówno o emocjach, które ogarnęłyby mnie TAMTEGO dnia, jak i o praktycznych krokach, które musiałbym podjąć.

Moja struktura przetrwania jest dość jasna: chciałbym zmaksymalizować bezpieczeństwo moich bliskich i znaleźć swoje miejsce w systemie obrony narodowej.

– Prawdopodobnie po raz pierwszy podjąłeś się gatunku literackiego, łącząc dokument wojenny z historią miłosną, którą, jak rozumiem, dedykujesz kobiecie, którą kochasz, Neriji. Co skłoniło cię do takiego wyboru?

– Dzień, w którym przyszli to moja piąta książka, ale słusznie zauważyłeś, że proza stała się dla mnie wyzwaniem.

Cóż, miłość obok tak przesadnie męskich rzeczy jak broń i opisy scen wojennych to test sam w sobie.

Nie wiem jak inni autorzy tworzą romantyczne, czasem mocno erotyzowane sceny, dla mnie wystarczyło wyobrazić sobie konkretną osobę i trochę otworzyć fantazję.

Każda osoba, którą wpuszczamy do naszego życia, zostawia na nas odcisk. Czasem jest to ślad na bladym piasku morza, czasem głęboka blizna w sercu.

Bohater powieści nosi w sobie różne doświadczenia śladów pozostawionych przez autora.

– W pewnym sensie jest to książka raczej męska, wręcz, powiedziałbym, jasno określająca podstawy tego, jak należy się zachować w sytuacji zagrożenia. Czy taki był zamysł?

– W mojej książce Anatomia wojny starałem się opisać techniczny scenariusz ataku sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej na nasz kraj.

Ostatni rozdział książki „Ludzie wojny” zostawiłem na porady dotyczące tego, jak cywile powinni zachowywać się na wojnie, a w „Nadejdzie dzień” zebrałem to wszystko w szaty fikcji, z pomocą konkretnych ludzi, w tym polityków z kilku krajów.

– Dlaczego wybrałeś rok 2025 jako rok akcji? Czy zostało nam tak niewiele?

– W przestrzeni publicznej słyszymy wiele refleksji, z których część można podsumować powiedzeniem: „Nie zastanawiajmy się czy zostaniemy zaatakowani, zastanówmy się raczej kiedy?”.

Nie jestem aż takim pesymistą, ale hipotetyczny rok 2050 w powieści wydawałby się zbyt odległy i nie tak sugestywny, nie tak wpływowy jak 2025 tutaj.

– Kiedy przed oczami i sumieniem pojawia się pytanie, czy zostać, czy wyjechać, o czym warto pomyśleć? Nie mam wątpliwości, że dziś bardzo niewielu ludzi wie, co by zrobiło, a nawet ci, którzy wiedzą, mogą zmienić kierunek w decydującej godzinie…

– Muszę też rozmawiać o tym z czytelnikami na całej Litwie, podczas premier książek. Prawie zawsze mówię to samo – mały księgowy z okularami na twarzy może pokazać cuda odwagi i odwrotnie – patriota z flagą, ogarnięty szokiem, będzie drżał w kącie lub, z godną pozazdroszczenia zręcznością, znajdzie flagę w innych kolorach.

Wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą jest wewnętrzne usposobienie, determinacja teraz, w czasie pokoju, jeśli chcesz, potrzeba powiedzenia sobie: „W dniu, w którym nadejdą, będę się bał, wybacz, że tak mówię, aż do nietrzymania moczu, ale przezwyciężę ten strach, ponieważ nie będę miał innego wyjścia. Po prostu nie będę w stanie się poddać, zdradzić czy uciec”.

– Chociaż jest to dzieło literackie, Twoja książka jest ilustrowana starymi fotografiami. Gdzie je zebrałeś?

– Powieść ilustrowana nie jest czymś powszechnym w naszej literaturze, to prawda.

Fotografie historyczne zostały zebrane z archiwów, a zdjęciami wojskowymi uprzejmie zgodzili się podzielić jedni z najlepszych mistrzów w swojej dziedzinie – żołnierze Ieva Budzeikaitė i Arnas Čemerka oraz dziennikarz Vidmantas Balkūnas.

Jestem bardzo zadowolony, że wspólnie udało nam się wybrać ujęcia, które bardzo dobrze oddają nastrój niektórych fragmentów powieści.

– Jak wiele z okresu lat 90. w książce to twoje osobiste wspomnienia?

– Praktycznie wszystko (uśmiechy). Technicznie rzecz biorąc, każda z sytuacji opisanych w książce w tamtym czasie jest moim własnym doświadczeniem. Niekoniecznie bezpośrednio i identycznie jak w książce, ale w bardzo bliski i intymny sposób – z pewnością tak.

– Niektóre historie w książce są fikcyjne, ale dokładnie tak było w przedświcie i wczesnych latach niepodległości. Skąd wziąłeś historie o bandytach z Kowna? Dlaczego pojawiły się w książce?

– Ostatnia dekada ubiegłego wieku w Kownie to były moje późne lata młodzieńcze.

W tamtych czasach prawdopodobnie mógłbym wymienić główne postacie miejskiego świata cieni po pseudonimach, a pracując jako psycholog w więzieniu, znałem niektórych przestępców znacznie bliżej.

Pisanie o latach dziewięćdziesiątych o młodym człowieku z Kowna, nie wspominając o ciemnych stronach życia tamtego okresu, nie, obraz bohatera nie zostałby w pełni ukazany.

– Nasze pokolenie, urodzone w latach siedemdziesiątych, trzymało broń w rękach – w szkole i na uniwersytecie musiało uczyć się szkolenia wojskowego. Możemy sobie przynajmniej wyobrazić, co ktoś zrobiłby z tym karabinem, ale nie wszyscy. A co z młodszymi pokoleniami, urodzonymi po odzyskaniu niepodległości, które już zaakceptowały, że wojny nie będzie i być nie może?

– Może zabrzmi to nieco dziwnie, ale przekleństwem współczesnego pokolenia jest postrzeganie świata jako karykatury.

Świata, w którym coś nie może być złe tylko dlatego, że nie jest „właściwe”. Nie będę oceniał, czy taka postawa jest wynikiem chęci starszego pokolenia do ochrony swojego potomstwa przed złem, czy jest to po prostu przypadek „dobre czasy wyhodowały słabych ludzi”.

Jednak to, co nas ratuje, to fakt, że mamy sporą część odporności na to infantylne przekonanie, że świat musi być dobry i sprawiedliwy. Odporność ta została ukształtowana przez nasze położenie geograficzne i historyczne doświadczenia z naszymi sąsiadami.

– Kiedy czytasz rozdziały o Moskwie, wyobrażasz sobie, że tak właśnie powinno być. Co to znaczy, że my, Litwini, rozumiemy rosyjską psychologię? Ale czy naprawdę rozumiemy? Czy przynajmniej domyślamy się, jakie są ich plany?

– Jestem absolutnie przekonany, że przeciętny litewski etatysta zainteresowany polityką zagraniczną rozumie Rosjan lepiej niż przeciętny obywatel Europy Zachodniej czy USA. Z drugiej strony jest całkiem jasne, że nie jest to gwarancją naszego bezpieczeństwa.

Czasami wydaje się, że naszym zadaniem jest wytłumaczenie „staremu” Zachodowi i przekonanie ich, że na wschód od nas jest zło.

– W książce opisujesz nawet plan ataku. Skąd czerpałeś wiedzę teoretyczną i dlaczego opisałeś taki plan?

– Interesuję się wojskiem od najmłodszych lat, zdobyłem praktyczną wiedzę jako wolontariusz, a teraz studiuję teorię, rozmawiam z wojskowymi, odwiedzam jednostki wojskowe i piszę artykuły przeglądowe dla moich zwolenników i litewskich mediów.

Dawno, dawno temu, na ścianach mojego nastoletniego pokoju, obok plakatów zespołów muzycznych, wisiał napis „Wojna to moje życie”. Młodzieńcza nieodpowiedzialność i maksymalizm minęły, ale pragnienie zgłębiania tajemnic sztuki wojennej pozostało.

Plan ataku wroga opisany w książce opiera się na historycznych, militarnych możliwościach broni, armii i określonych typów uzbrojenia.

Ważne jest dla mnie, aby wojskowi nie mogli zgłaszać żadnych szczególnie krytycznych uwag taktycznych lub strategicznych, gdy biorą do ręki tę lub inne moje książki.

– „Tylko kilka dzwonków, panie prezydencie, proszę mi wierzyć, poczują siłę rosyjskiego żołnierza”. Dla mnie jest to prawdopodobnie najstraszniejsze i najbardziej nawiedzające zdanie w książce. Co musimy zrobić, aby nie poczuć tej mocy?

– Podobne sformułowania w książce nie pojawiają się przypadkowo. Rosjanie lubią głośne, mocne, symboliczne zwroty.

To klasyka wojskowej propagandy i histerii, by wykorzystywać siłę słów do konsolidacji własnej publiczności i straszenia obcych.

Jeśli jesteśmy świadomi tego zjawiska, możemy zrozumieć antidotum – nasze własne mięśnie wojskowe i grupę przyjaciół u naszego boku. Najlepiej z pojazdami opancerzonymi.

– Czy były momenty w twoim pisaniu, kiedy byłeś zaskoczony tym, co napisałeś? A może byłeś przerażony?

– Wystarczy spojrzeć na codzienne doniesienia prasowe czy podsumowania z ukraińskich frontów – mało co jest bardziej zaskakujące niż scenariusze, które pisze życie.

Proponuję mieć się na baczności, przygotować się i zaskoczyć oraz przestraszyć wroga, jeśli nadejdzie dzień, w którym ONI pojawią się na naszej ziemi.

– Książka kończy się tak, jakby rozpoczęła się kolejna historia. Czy myślisz o kontynuacji?

– Może warto podtrzymać intrygę…? To tyle – druga część książki jest w mojej głowie, a to, czy trafi na papier, będzie zależało od sukcesu sprzedaży „The Day THEY Come”.

Już widzę, że książka odniosła sukces w bibliotekach i że jest nią zainteresowanie w sferze publicznej. Tak więc, wstępnie, ale obiecuję – będzie sequel.

Leave a Response

Bogdan

Bogdan

Bogdan
Cześć, nazywam się Luca i jestem autorem tej strony z przydatnymi poradami kulinarnymi. Zawsze fascynowało mnie gotowanie i kulinarne eksperymenty. Dzięki wieloletniej praktyce i nauce różnych technik gotowania zdobyłem duże doświadczenie w gotowaniu różnych potraw.