Gabriel Magalhaes uderza premierem młotkiem | Piłka nożna | Lekkoatletyka
„Musimy być jak młotek i być tam każdego dnia, każdego dnia” – powiedział. Na polowaniu Z wiarą w pogoń, bo wypadki będą nieuniknione ze wszystkich stron. To hasło wystosował w zeszłym tygodniu trener Arsenalu, zwracając się do premiera, w którym słabną pretendenci do tytułu. Niezwykły fakt w mistrzostwach Anglii w tym stuleciu, zwłaszcza od przybycia Pepa Guardioli. Od roku akademickiego 2016-2017 zdobywca tytułu zdobywał kolejno 93, 100, 98, 99, 86, 93, 89 i 91 punktów. W ostatnich dziewięciu edycjach zanotowano siedem z ośmiu turniejów, w których uzyskano najwyższą liczbę punktów. Tym razem jest inaczej. W tę środę Arsenal powierzył się opiece Gabriela Magalhaesa, szefa swojej obrony, i pokonał Tottenham na Emirates (2-1), zadając poważny cios, który może okazać się decydujący w dniu, w którym wszyscy jego bezpośredni rywale opadli na mieliznę .
2
David Raya, Gabriel Magalhães, Jurriën Timber, William Saliba, Myles Lewis-Skelly (Oleksandr Zinchenko, min. 86), Declan Rice (Mikel Merino, min. 86), Thomas Partey, Martin Ødegaard, Kai Havertz, Raheem Sterling (Gabriel Martinelli , min. 60) i Leandro Trossard (Kieran Tierney, min. 76)
1
Antonín Kinsky, Radu Dragusin, Archie Gray, Djed Spence, Pedro Porro, Pape Sarr (Brennan Johnson, min. 45), Lucas Bergvall, Yves Bissouma (James Maddison, min. 45), Dejan Kulusevski, Son Heung-Min (Richarlison, min. 77) i Dominika Solanke.
Cele
0-1 min. 24: Syn Heung-Min. 1-1 min. 39: D. Solanke. 2-1 min. 43: Trossard
Sędzia Szymon Hooper
żółte kartki
Pape Sarr (min. 26), Kai Havertz (min. 42), Myles Lewis-Skelly (min. 86), Gabriel (min. 91)
Liverpool, lider, zremisował z drugim, Nottingham Forest; Chelsea remisuje; i City zremisowali. Najbardziej niepokojąca 21. kolejka Premier League w ostatniej dekadzie była próbką ogólnego poglądu. Niespójność się rozprzestrzenia. Arsenal został oszczędzony, pokonując Tottenham po raz trzeci z rzędu w derbach północnego Londynu. Wynik 2:1 wyniósł drużynę na drugie miejsce w tabeli. Z 43 punktami dzielą ich zaledwie cztery od Liverpoolu, który z 47 punktami wykazuje oznaki osłabienia po pierwszej fazie, w której przegrali tylko jeden mecz i byli drużyną, która zdobyła najmniejszą liczbę bramek.
Wtorkowa wizyta Liverpoolu na boisku Foresta zakończyła się przewidywalnym atakiem na froncie. Forest tworzy jedną z najciaśniejszych i najbardziej entuzjastycznych linii obronnych w Anglii. Wbrew reaktywności Murillo, Milenkovica, Ainy, Yatesa i Andersona, zespół Arne Slota ujawnił wszystkie swoje braki wyobraźni. Ataki prowadziły na skrzydła, środek do puli czy strzał ze średniej odległości, bez Robertsona zwiększającego swoją opadającą trajektorię, bez porzucania przez Szoboszlai swojego przerywanego rytmu, bez Gravenbercha prosącego o ciągłość piłki dzięki referencyjnemu pomocnikowi i bez Luisa Díaza, który zdołał trafić do siatki jako fałszywa dziewiątka. Ten bezinteresowny i hojny Liverpool nie jest wytrenowany w subtelnościach. Ani z Kloppem, ani ze Slotem. Zeszłego lata nie dokonał też żadnego transferu. To ci sami gracze, którzy stracili formę w zeszłym sezonie wiosną, mając tytuł na wyciągnięcie ręki. Menedżerowie Arsenalu o tym wiedzą. Arteta i jego gracze o tym wiedzą. Stąd wściekłość, z jaką świętowali zwycięstwo w derbach.
Twarz Artety przybrała blado żółtawy kolor, a jego oczy zapadły się w czarne oczodoły. Kiedy w środę wyszedł z tunelu w szatni, aby przywitać się ze swoją koleżanką Ange Postecoglou, wyglądał jak Nosferatu. Niepokój był uzasadniony. Baskijski trener doznał właśnie trzech kolejnych ciosów: eliminacji w Pucharze Ligi z Newcastle i eliminacji z Pucharu Anglii przeciwko United. Wszystko to złożyło się na potwierdzenie, że ich świetny zakład, Kai Havertz, jawił się w oczach kibiców i zarządu jako główna osoba odpowiedzialna za problemy braku bramek w drużynie, zaś ich najlepszym środkowym napastnikiem, Gabrielem Jesúsem, był On złamał kolano i do końca sezonu znajdował się na liście chorych. Wizyta Tottenhamu była kamieniem probierczym. Reakcja zawodników była najlepszą wiadomością dla Arsenalu.
Duszący nacisk na Bissoumę i Pape Sarra sparaliżował Tottenham od samego początku. Gol Son’a po rzucie rożnym był bardziej mirażem niż konsekwencją prostej gry. Pomiędzy Magalhaesem, Parteyem, Odegaardem i Trossardem podnieśli poziom gry. Bramka samobójcza Solanke na 1:1, zdobyta po rzucie rożnym, na który wpadł Magalhaes z dalekiego słupka, oddała sprawiedliwość ataku Arsenalu. Wynik 2:1 Trossarda po przechwycie Parteya w połączeniu z Odegaardem przed przerwą był ostateczny. Arsenal spędził drugą połowę na prowadzeniu, zamiast na utrzymywaniu presji, i prawie stracił kontrolę nad meczem. Podobnie jak w Brighton wydawało się, że Arteta nakazał swoim zawodnikom zwolnić, aby uniknąć ryzyka kontrataku. Skutek był dokładnie odwrotny od zamierzonego.
Miał zbyt wiele podejść. Brakowało mu napastnika, który byłby w stanie przechytrzyć Magalhaesa. Brazylijczyk strzelił piłkę na linii bramkowej do Solanke, rozpoczynając recital, po którym angielski napastnik znalazł się na spalonej ziemi, a jego kolega z drużyny, Heuming Son, daleko od swojej strefy aktywacji. Przesunął linię bramkową z punktualnością zegara, aby zapobiec niebezpieczeństwu i obronił swoją bramkę, zdobywając 19 bramek w 21 meczach, co stanowi najmniejszą liczbę bramek strzelonych w Anglii. U jego boku młody Lewis-Skelly stał się udręką Kulusevskiego.
Mający 27 lat środkowy obrońca Sao Paulo rozpoczyna swój piąty sezon w Premier League. Do Arsenalu trafił z Lille w wieku 22 lat za 30 milionów euro. Dziś jest starterem z Brazylią, akrobatą marki, zaraźliwym duchem, człowiekiem z misją. W środę sam wygrał połowę meczu. W najbardziej niestabilnym Premierze Gabriel Magalhaes jest gwarancją bezpieczeństwa.