Arvydas Juozaitis napisał list otwarty do „Bičiuulisa”: jesteście dobrą prasą, ale niestety są łyżki dziegciu
Jesteście dobrą prasą, dzięki której czujemy, że człowiek nie żyje tylko chlebem! Ślady Žemaitė i setki litewskich pedagogów błyszczą w „Bičiulisie”.
Niestety, są łyżki dziegciu.
Nr 52 opublikował esej „O krótkiej pamięci”. Nawet zamarłem, gdy go przeczytałem.
Pełno w nim fikcji, ideologicznych egzemplifikacji przeszłości.
A co oznacza pierwsze stwierdzenie:
„Cóż, burmistrz Kowna Visvaldas Matijošaitis podsycił brzydko dymiące ognisko niezgody, ogłaszając, że zamierza zbudować pomnik prezydenta Algirdasa Mykolasa Brazauskasa”.
„Brzydko dymiące ognisko niezgody”? Algirdas Brazauskas? A może Matijošaitis?
A. Brazauskas jest pierwszym prezydentem wybranym przez wszystkich obywateli, Litwinów i Żmudzinów.
Z pewnością jest miejsce na jego pomnik w ogrodzie historycznego Pałacu Prezydenckiego w Kownie.
Kto był rywalem Brazauskasa?
Stasys Lozoraitis, który przegrał dwukrotnie. Vytautas Landsbergis?
Nawet nie kandydował na prezydenta w 1993 r., ponieważ nie miał najmniejszej nadziei na wygraną – był tak nielubiany przez większość ludzi. A teraz… W „Kumplu” – jakiś horror.
Pierwszy prezydent wybrany przez naród w historii Litwy jest przedstawiony, przepraszam, jako łajdak, kanalia, zbrodniarz państwowy.
To straszny brak szacunku, kompletne, ślepe lekceważenie rzeczywistości.
N. Petrošiūtė pisze ciekawe dzienniki z podróży, z wyczuciem rysuje życie ludzi.
Dlatego ta czysta demagogia, która zniekształca zarówno teraźniejszość, jak i przeszłość, jest zaskakująca.
Najzabawniejsze jest to, że nie ma zrozumienia i chęci zrozumienia, czym jest prawdziwa polityka, jak działała w procesie uwalniania się z prawdziwego więzienia ZSRR.
Rola A. Brazauskasa w latach wyzwolenia spod okupacji nie była taka sama jak postaci i przywódców Sąjūdisu.
Jego przemówienia świadczyły o jednym, a jego działania „przykrywały” działania Sąjūdisu. Było to konieczne dla Litwy.
Oczywiście bardzo nieprzyjemnie jest teraz pamiętać, że stwierdzenia „Budujemy socjalizm w ZSRR.
Innej drogi nie ma i być nie może…”. Ale! Te i podobne stwierdzenia były skierowane do Moskwy, Kremla, KGB i Armii Czerwonej.
Tak, do nich. Pierwsza oficjalna osoba w litewskim rządzie, formalny „komunista”, miał stanowić barierę dla nas, przywódców Sąjūdisu, przed potworem gotowym do przemocy.
Ponieważ my wszyscy, drodzy przyjaciele, mogliśmy zostać zmiażdżeni przez czołgi, jak to miało miejsce w Tbilisi (wiosna 1989) i Baku (styczeń 1990).
A reszta? Tak, hasła o tym, jak opuścić Związek Radziecki, kiedy – sprawa dla Ligi Wolności i Sąjūdisu.
Historyczna rola A. Brazauskasa i jego zwolenników była inna.
Ale co najważniejsze, był to ORDER, LOGIKA wyzwolenia nas wszystkich.
Należy wielokrotnie przypominać, że Kongres Założycielski Sąjūdisu (FTA) podkreślił w swoim programie Litwę „W RAMACH ZSRR”.
To musiało być powiedziane, aby mogła nastąpić BAŁTYCKA DROGA. Wyjechało tam milion Litwinów i Żmudzinów. I morze „komunistów”, których na Litwie było ponad 200 000. W ten sposób Litwa wróciła do siebie.
Teraz jest nieprzyjemnie, a nawet obrzydliwie, oczywiście, wspominać czas politycznego podstępu, słowa.
Ale wszyscy musieliśmy iść dalej, dalej, unikając czołgów z Tbilisi i Baku nad głowami ludzi.
A jednak zdarzył się cud: „komuniści A. Brazauskasa” wykonali najważniejszą pracę w grudniu 1989 r., oddzielając główną dźwignię rządów – partię komunistyczną – od przymusu Kremla.
I wtedy droga do demontażu imperium ZSRR została otwarta.
Pozostało kilka kroków – 7 lutego 1990 r., kiedy Rada Najwyższa LSRR uznała aneksję Litwy w 1940 r. za nielegalną, a tym samym jej obecność w imperium ZSRR za nielegalną. A potem był 11 marca, który potwierdził te kroki.
Jest oczywiste, że N. Petrošiūtė jest chora na bezgraniczną miłość do jednej osoby, nawet nie wymieniając jej nazwiska.
Ta miłość zaciemnia jej oczy i jest to „wina” A. Brazauskasa.
Oto wyznanie: „Brazauskas nigdy nie wręczył Nagrody Nobla człowiekowi, który wyprowadził Litwę z sowieckiej niewoli”.
Cóż za smutna opowieść o miłości!
Wreszcie, przy tej okazji należy przypomnieć tym, których dręczą „namiętności miłości”: stworzono czyste kłamstwo na temat „SKUDURA-LIETUVOS TRIPLE” jako frazy Algirdasa Brazauskasa.
Nie, to nie jest zdanie Algirdasa Brazauskasa.
Ta fraza mogła zostać wypowiedziana tylko w drużynie Antanasa Terleckasa i została złapana przez język Vytautasa Petkevičiusa, który był dowcipny.
Poprowadziłem ten pierwszy, najniebezpieczniejszy rajd dla Sąjūdisu, kiedy się narodził (pierwszy rajd na taką skalę po okupacji w 1940 roku).
Musiałem lepiej niż ktokolwiek inny słyszeć, co było mówione z ust ekipy przysłanej z Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego i dlaczego nie wychodziło to na scenę.
Tak, zespół LKP był przerażony tłumami na wiecu, nie rozumiał rozłamu, który dokonywał się na jego oczach.
W tym zamieszaniu A. Brazauskas milczał, podczas gdy zespołowi A. Terleckasa i innym organizatorom łatwiej było rzucać słowami.
Może to wystarczy.
Z pewnością jest miejsce na rzeźbę Algirdasa Brazauskasa w ogrodzie historycznego Pałacu Prezydenckiego w Kownie.
Na pocieszenie, rysunek Rimantasa Dovydėnasa ilustrujący esej N. Petrošiūtė jest bardzo trafny: zdecydowanie wymaga dezynfekcji.