Ćwierć wieku pod władzą Władimira Putina i jego droga do państwa totalnego (komentarz Borysa Zały)
Autor jest filozofem, felietonistą, byłym przewodniczącym Socjaldemokratycznej Partii Słowacji i byłym członkiem Parlamentu Europejskiego.
Ale Putin nie podjął demokratycznej reorganizacji tego chaosu i upadku. Nie, on zabrał się za „budowanie” silnego, scentralizowanego państwa. Od początku, w celu utrzymania jedności wewnętrznej i ożywienia swojej pozycji wielkiego mocarstwa: zniesie zdecentralizowane wybory gubernatorów, dzieląc Rosję na izolowane domeny niezliczonych władców; stłumi we krwi opór Czeczenii; ustanawia strukturę klienta, regulowany pluralizm polityczny, kapitalizm państwowo-oligarchiczny – i uzupełnia cały ten model poszukiwaniem moralnych podstaw jedności narodowej. Jego patriotyzm ma wyraźnie narodowo-konserwatywny charakter: opiera się na legendarnej „osobliwości” rosyjskiej historii, tradycji i prawosławia; na edukację i wzbudzanie dumy narodowej.
Przywróci geopolitykę w jej całkowicie klasycznej formie. tym, co naprawdę zszokowało Merkel, gdy ze zdziwieniem odkryła po negocjacjach z Putinem, jest to, że żyje on w XIX wieku. No tak, w końcu Putin rozwiązuje zapomnianą historię, zadanie ukonstytuowania narodu rosyjskiego, zadanie, które inne grupy etniczne rozwiązały na ruinach monarchii, ale zanim Rosja uformowała swoją tożsamość narodową, wskoczyła w rewolucyjny– awanturnicza próba „sowieckiego”. Tak, Putin tchnie na nas XIX wiek, ale z ogromnym arsenałem broni nuklearnej.
Państwo totalne i przywódca
Rzeczywiście, przekształcenie się tego połączenia oligarchicznego kapitalizmu, etatyzmu i nacjonalizmu w imperializm było tylko kwestią czasu. Putin wykorzystał tę szansę. Jego manifest z grudnia 2012 roku był ideologicznie przełomowy: „Jedność, integralność i suwerenność Rosji są bezwarunkowe”.
I wszystkie instytucje w kraju muszą podporządkować się temu celowi.
Tutaj nacjonalizm jest bezpośrednio powiązany z państwem, państwo staje się bezwarunkowym przedstawicielem interesu narodowego – jest to koncepcja „państwa totalnego”, jaką znamy z wczesnego faszyzmu włoskiego; a on, prawdziwy przywódca narodowy, staje się coraz bardziej ucieleśnieniem państwa. (Swoją drogą wydawałoby się, że faszyzmowi brakuje jednego mocnego czynnika: sił zbrojnych rządzącej partii Jedna Rosja – tak jak mieli je Mussollini czy Hitler: ale Putin ich nie potrzebuje, ma do dyspozycji kompletny aparat siły bezpieczeństwa i służby wywiadowcze Wreszcie Duce i Führer wyeliminowali tych uzbrojonych partyjnych „strażników” po przejęciu władzy państwowej…).
Geopolityka nieatrakcyjności
Imperializm jest zawsze ekspansywny i to jest jego istota. Putin chciałby odbudować „imperium”, z pewnością na skalę „radziecką” – i niewątpliwie byłby zadowolony, gdyby w strefę wpływów rosyjskich znalazły się państwa byłego Układu Warszawskiego. Ale jest tu zasadnicza przeszkoda: to nie NATO, to Unia Europejska. Proszę nie zapominać, że NATO jest umowną organizacją obronną, wciąż pod patronatem i batutą USA.
UE jest jednak współpaństwem, mieszaniną układów konfederacyjnych i federacyjnych: współpaństwem, które swoimi standardami społeczno-gospodarczymi i gwarancjami bytu narodowego wyciąga europejskie państwa byłego Związku Radzieckiego ze sfery rosyjskiej wpływu. Pamiętajmy, że niemal wszystkie konflikty, bezpośrednio lub pośrednio, wynikały z przygotowania i podpisania różnych porozumień gospodarczych z Unią Europejską.
Porozumienia, które wyciągnęły te kraje (Mołdawię, Ukrainę, Gruzję, potencjalnie Białoruś, Armenię, Azerbejdżan) poza bezpośredni zasięg Rosji. Co więcej, pokazali niewielką perspektywę dla projektu Putina Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej. Traktaty z UE i ewentualne rozpoczęcie procesów stowarzyszeniowych definitywnie zmieniły geopolitykę regionów (Europa Wschodnia i Kaukaz Południowy) na niekorzyść Rosji. Przeciwko tej ekonomii miękki władzy, Rosja nie miała narzędzi ani dźwigni, aby z nią konkurować. Jedyną siłą, jaką dysponuje Rosja, jest siła militarna i surowce energetyczne. Wszystkie „kolorowe rewolucje” w tych krajach dzieją się pod flagą Unii Europejskiej.
Interwencja i manipulacja
Odwiedziłem chyba wszystkie wymienione kraje w strefie interesów Rosji (z wyjątkiem Mołdawii). Rozmawiałem z najwyższymi przedstawicielami tych państw, w tym z tymi „oficjalnie” prorosyjskimi. W wywiadach wszyscy priorytetowo traktowali współpracę gospodarczą z UE i perspektywę europejską. Żaden z tych polityków nie chciał uzależnienia swojego kraju od Rosji. Wielu opowiadało mi także o represyjnych działaniach władz rosyjskich i – co najgorsze – o tym, w jaki sposób rosyjska oligarchia podzieliła terytoria w tych krajach.
To dość zabawne, a jednocześnie upokarzające dla tych krajów, gdy nasz (nie)udany premier na siłę interpretuje ich pragnienia, walkę i walkę o europejską przyszłość jako „ingerencję” UE. Paradoks i cynizm tej interpretacji polega na tym, że UE nie musi „interweniować” ani manipulować – ponieważ jest to autentyczny ideał, który duża część ludności tych państw postrzega jako swoje pragnienie i przyszłość. A Putin musi „ingerować” i manipulować, bo Rosja nie ma absolutnie nic do zaoferowania, co mogłoby stać się atrakcyjne dla teraźniejszości i przyszłości tych państw i mieszkańców.
Upadek wolności
Nie wybierając drogi demokratycznej konstytucji narodu rosyjskiego, ale stawiając na wielkomocarstwowy nacjonalizm, Putin naraził Rosję na najgorszy upadek. Nie tylko społeczno-gospodarczy, ale także upadek wolności. Bo Merkel była nadal optymistką, gdy mówiła, że Putin myśli o XIX wieku.
W rzeczywistości dzisiaj jest pierwsza połowa XX wieku, kiedy powtarza wszystkie procedury i używa wszystkich narzędzi skrajnego nacjonalizmu: ograniczania swobód politycznych i obywatelskich do minimum od wewnątrz oraz kampanii wojskowych przeciwko sąsiadom na na zewnątrz. Wyraźnie spada, głównie dlatego, że przegrywa na wszystkich frontach. Mało zauważono, że „zdrada” Armenii była po prostu kapitulacją przed Turcją i upadkiem Syrii Assada wobec Turcji i Arabii Saudyjskiej.
Tym bardziej uzurpując sobie Putin, będzie on szukał sukcesu na Ukrainie.
Ale jasne jest, że i tutaj mu się nie uda: może zgarnąć kawałek terytorium, ale nic więcej, a w oczach świata pozostaje co najwyżej „drobnym złodziejaszkiem”. I to tylko pod warunkiem, że pomoże mu kolejny „mały złodziej”, który chciałby zawłaszczyć Grenlandię, Kanał Panamski czy Kanadę…