Ostatnie posty

Bizneswoman Jolanta Blažytė o wolności milczenia i „dokładnym dochodzeniu” przeprowadzonym przez weryfikatorów faktów LRT

I przyszli razem…. Jak myślisz, kto? No cóż, kto inny jak nie weryfikatorzy faktów LRT.

Ci ostatni najwyraźniej obalili spostrzeżenia ks. Ričardasa Doveiki, a nawet przedstawili „szczegółowe” „badanie” dotyczące faktu, że na Litwie ludzie mówią, co im przyjdzie do głowy, i wydaje się, że w żadnym innym zakątku naszej galaktyki nie może być większej wolności słowa niż na Litwie.

Ania?

Z tym, że badanie jest z 2019 roku.

Muszę przyznać, że w 2019 roku również przyznałbym, że na Litwie panuje pełna wolność słowa i nikt nigdzie nie ogranicza tej wypowiedzi.

W tamtych czasach sam dużo mówiłem i otrzymywałem wiele braw za moje przemówienia.

Dlaczego? Ponieważ moje przemówienia były wygodne dla tych, którzy obecnie próbują uśpić cały świat w prokrustowym łożu „prawdy”.

W 2019 roku naprawdę wierzyłem we wszystko, w co nadal wierzą osoby noszące odpowiednie ramki na FB.

Na przykład naprawdę wierzyłem, że Światowe Forum Ekonomiczne było czymś w rodzaju wow, a moje zrozumienie i analiza przekazywanych przez nie idei wskazywały na moje bardzo wysokie IQ.

Szczerze wierzyłem, że nauka, ze wszystkimi swoimi badaniami, służy wyłącznie dobru ludzi.

Wierzyłem, że WHO jest całkowicie niezależną organizacją i chroni nas przed wirusami, a amerykański przemysł zbrojeniowy przed arabskimi terrorystami.

Naprawdę w to wierzyłem, a jedynym momentem, w którym czułem się niekomfortowo z tym, co mówiłem, było stwierdzenie, że Maldeikienė nie byłaby dobrym kandydatem na najwyższego dowódcę litewskiej armii.

Ale wszystko inne, co powiedziałem, było całkowicie zgodne ze wszystkimi standardami „wykształconego” i zamożnego obywatela.

Dopiero teraz nadeszły lata 2020…. Wciąż 2020. 20 lutego napisałem artykuł na moim FB o tym, że ta data jest datą lustrzaną i zgodnie z pewną mykaldyczną przepowiednią świat wywróci się do góry nogami od tej daty, więc będziemy musieli żyć w czymś w rodzaju lustrzanej rzeczywistości.

I tak też się stało. A moja „poprawna” wypowiedź nagle stała się „błędna”, „nienaukowa”, „rustykalna”, „prorosyjska” i wszelkiego rodzaju inne „diabelskie” rzeczy.

Ponieważ mniej więcej w tym czasie na świecie pojawił się jakiś rodzaj golonego mięsa, który został zjedzony na śniadanie przez jakiegoś Chińczyka, a rezultatem tego „śniadania” były szmaty na nosach wszystkich ludzi na świecie i eksperymentalne marmury wbite w ich ramiona.

Właśnie wtedy pojawiło się podejrzenie, że w tej pandemicznej historii jest coś nie do końca czystego.

I wtedy się odezwałem.

Zebrałem wszystkie możliwe informacje i zabrałem głos – dokładnie odwrotnie niż powinien mówić „wykształcony” i „zamożny” obywatel.

Mówiłem o szkodliwości marmolad, ich nieskuteczności i o praniu mózgu.

Potem publicznie rzucano we mnie strzałami nienawiści, a linie produkcyjne etykiet nadal produkowały dla mnie markowe produkty ze słowami „vatnik”, „kreml”, „morderca” itp.

Ale mówiłem, bo czułem się do tego zobowiązany.

Przemawiałem również dlatego, że otrzymałem setki i tysiące osobistych wiadomości z prośbą, abym mówił dalej, ponieważ inni boją się mówić.

Ponieważ, widzisz, jeden z nich zostanie zwolniony z pracy, inny zostanie wyrzucony z domu przez swoją żonę, a trzeci nie będzie już miał drewna opałowego od swojego sąsiada… Ok, myślę, załaduj swoje drewno opałowe, a ja porozmawiam….

Potem przyszła ta niefortunna wojna na Ukrainie.

Pierwszego dnia wojny napisałem post na moim koncie na FB, w którym napisałem, że jeśli nie będzie pokoju, będą rzeki niewinnej krwi.

I tak się stało.

Ale tym razem dostałem tak wiele nienawiści, że zdałem sobie sprawę, że w ten sposób odpracowałem karmę z co najmniej kilku moich poprzednich wcieleń.

Nadal mam (i może pewnego dnia napiszę o tym książkę) lekcje mądrości pierogów pagórkowatych i lamenty wielkiego badacza LRT I. Makaraityte na temat „agentów Kremla”.

I, o ile pamiętam, kiejdańska komunistka o imieniu Karolina, która sporządzała listy tych, którzy „tymczasowo” czytali moje artykuły.

No i jeszcze te depesze za rosyjskim statkiem – gdyby je zebrać razem, to odległość byłaby trzy razy większa od obwodu kuli ziemskiej.

Wtedy zdałem sobie sprawę, że świat, do którego wysłały mnie anioły, przypominał trochę Ward 6.

Co ciekawe, histeria z powodu moich aluzji do wynegocjowanych rozwiązań była najbardziej intensywna, gdy negocjacje między Rosją a Ukrainą odbywały się w Stambule.

„Sugerujesz negocjacje z mordercą?”, piszczały wszechwiedzące gęsi ze wszystkich zakątków sali, których IQ podnoszą tylko wiadomości LRT i tabletki Espumizan na wzdęcia spowodowane długim siedzeniem przed telewizorem.

Ale ja wtedy mówiłem.

Z powodu mojego obowiązku zabrania głosu i z powodu setek lub tysięcy osobistych wiadomości dziękujących mi za zabranie głosu i przekazanie ludziom bardziej prawdziwych informacji. Ponieważ inni bali się mówić…

Ponieważ gdyby się odezwali, zostaliby zwolnieni z pracy lub wyrzuceni z domów swoich żon. Lub, na szczęście, nagrodzeni ręcznie robionymi etykietami od Szurajewa lub Uzkalnisa ze słowem „vatnik”.

Następnie otrzymałem bezpośrednie groźby „zablokowania” nie tylko moich profili społecznościowych, ale całej mojej firmy.

Ale wtedy po prostu dałem grożącym ludziom ładny środkowy paznokieć i mówiłem dalej. Ponieważ inni bali się mówić… Ponieważ gdyby mówili, zostaliby zwolnieni z pracy, ich żony zostałyby wyrzucone z domów, a ich sąsiad nie przynosiłby już drewna na opał.

A teraz weryfikatorzy faktów LRT, jak psu kość, po raz kolejny podrzucają nam „badanie”, które mówi, że ludzie na Litwie nie boją się mówić, a duchowny R. Doveika mówi nieprawdę. Ania????

Zastanawiam się, w jakiej rzeczywistości żyje ten „cromel” zwany LRT, który kosztuje podatników 72 miliony euro rocznie. I który, sugerując, że życie niezaszczepionych powinno stać się piekłem, lub bombardując granice osobiste innych ludzi wszelkiego rodzaju „badaniami”, poucza ludzi o demokracji i wolności słowa na Litwie.

A jeśli ludzie na Litwie nie boją się mówić głośno, zastanawiam się, dlaczego istnieje taki kanał Telegram, gdzie gromadzi się coraz więcej osób, które mówią „nie tak”.

Tak więc, na podstawie mojego osobistego doświadczenia, chciałbym podzielić się z ks. Mogę tylko nie zgodzić się z Richardem Doveiką w kwestii, że to nie 80%, ale wszystkie 99% ludzi boi się mówić. Dlaczego?

Ponieważ należy liczyć tylko tych, którzy chcą mówić „niewygodnie”.

To znaczy ci, którzy widzą, rozumieją, wiedzą, ale boją się odezwać – bo wtedy zostaną zwolnieni, wyrzuceni z domu albo sąsiad nie przyniesie im więcej drewna na opał.

A co z tymi, którzy nadal mówią wygodnie, bez ogródek powtarzając propagandowe tezy płynące z telewizyjnego pudła, i którzy wierzą, że WHO to niezależna organizacja, która chroni nas przed wszelkiej maści szumowinami i Chińczykami wertującymi ich liście.

Ci ludzie naprawdę nie mają się czego obawiać.

Mogą swobodnie rozmawiać o wszystkim, od „wspólnego dobra” po potrzebę strzelania do nieszczepionych.

Ten post został po raz pierwszy opublikowany na osobistym koncie autora na Facebooku

Leave a Response

Bogdan

Bogdan

Bogdan
Cześć, nazywam się Luca i jestem autorem tej strony z przydatnymi poradami kulinarnymi. Zawsze fascynowało mnie gotowanie i kulinarne eksperymenty. Dzięki wieloletniej praktyce i nauce różnych technik gotowania zdobyłem duże doświadczenie w gotowaniu różnych potraw.