Legendarna Jana Synková († 80 lat) jako dziecko widziała śmierć swojej matki: W tym momencie wszystko się zmieniło…
Czeska aktorka Jana Synková († 80) została zapamiętana przez wszystkich dzięki filmowi Babovřesky, w którym zagrała ciekawską panią Horáčkovą, lub legendarnej komedii Pewnego razu, gdzie zagrała psycholog Kudlákovą. Aktorka zmarła 27 grudnia po przegranej walce z agresywną chorobą Alzheimera. W przeszłości Jana opowiadała w programie o bolesnym doświadczeniu z dzieciństwa, które zmieniło jej życie.
„Pełne dzieciństwo było cudowne. Pamiętam to, po prostu poczucie bezpieczeństwa, bezpieczeństwa. Po prostu czysta radość. Mieszkała z nami moja babcia, była była primabalerina, więc dziadka już nie było, a był wtedy znanym tenorem teatralnym, takim lwem salonu i uwodzicielem. Był naprawdę strasznie sławny, pewnie jak dzisiejszy Karel Gott”- Jana wspominała swoją rodzinę w 2009 roku.
„Mama ładnie pachniała, była taka bystra, jeździliśmy z nią do Pragi, jechaliśmy tramwajem, patrzyłem na nią tak i bardzo ją lubiłem. I miałam wrażenie, że tak będzie już na zawsze, że takie jest życie„, opisała wspomnienia swojej matki sprzed straszliwej tragedii.
Kiedy miała 6 lat, jej życie wywróciło się do góry nogami. „Wróciłem ze szkoły i teraz mieszkanie było zupełnie do góry nogami. Było tam dużo obcych ludzi, czy to byli lekarze, czy nie wiem… Wszyscy biegali, nikt mnie nie zauważył, więc Przeszedłem całą drogę do tej sypialni i tam zajrzałem, zastanawiając się, co się dzieje? I tak właśnie tam byłem. Ale potem jakoś mnie zauważyli, więc mnie zabrali. Ale w tym momencie wszystko się zmieniło. Nawet ściany, meble, cała atmosfera nagle się zmieniła– opisała bolesny widok, gdy zobaczyła matkę na łożu śmierci.
„Nie była chora, żeby rodzina powiedziała, że jest chora. Mówiono, że trzeba ją oszczędzić, że to tylko małe serduszko i tak dalej, ale ona nigdy nie leżała, bo inaczej do nas przyjdą jak niektórzy lekarze, wcale. Nic takiego” – wyjaśniła.
Jana już w tak młodym wieku rozumiała, że wydarzyło się coś, czego nie da się już odwrócić. „Stało się coś, czego po prostu nie da się już cofnąć i co jest straszne” Synkova wspomniała. „Pogrzeb był dość smutny. Już jako dziecko powtarzałam sobie, że te dzieci w ogóle nie powinny tam chodzić. To było dla mnie po prostu straszne. Strasznie dużo ludzi wciąż płakało i te czarne zasłony… To było straszne” – opisała ostatnie pożegnanie z matką.
Przez całe życie nosiła ze sobą ból. „Horror i okrutne doświadczenie są tak dozowane, że wraz z twoim rozwojem rośnie też strata. A moja siostra i ja zrobiliśmy, co chcieliśmy, ponieważ ojca nie było przez cały dzień, ale w zasadzie wychowywaliśmy się sami. Ale potem zaczęło mnie to niepokoić, że po 10 latach mężczyzna potrzebuje kobiety, która go w jakiś sposób poprowadzi” – wyjaśniła Jana, dodając, że brakuje jej nikogo, komu mogłaby się zwierzyć.
Odskocznię od rzeczywistości znalazła w literaturze i klubie teatralnym. „Nagle otworzyło się coś, co sprawia radość i zdałem sobie sprawę, że po prostu chcę to zrobić. Że chciałbym grać w ten sposób” przypomniała sobie swoje początki aktorskie i po ukończeniu szkoły średniej zdecydowała się studiować na Wydziale Teatralnym Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze.