Ostatnie posty

W nowej Lidze Mistrzów mniej niekoniecznie znaczy więcej – 16.12.2024 – Sport

Na szczęście Nicky Hayen ma naturalny talent do naśladowania. Okoliczności, w jakich Hayen, trener Club Brugge, próbował porozumieć się ze swoim zespołem, nie były idealne. Trybuny na stadionie Jana Breydla wciąż były pełne. Hałas był tak głośny, że wydawało się, że całe to miejsce, betonowy gigant spajany konwencją i nadzieją, może się zawalić.

Zaledwie kilka minut po ostatnim gwizdku potwierdzającym zwycięstwo swojej drużyny nad Sportingiem, zebrał swoich zawodników w ciasnym kręgu na odprawę po meczu. Błyszczali od potu i zwycięstwa, obejmując się ramionami. Nawet z bliskiej odległości większość instynktownie pochylała się do przodu, starając się usłyszeć swojego trenera pośród zamieszania.

Jego gesty były jednak na tyle dobitne, że jego przesłanie było całkowicie jasne. W różnych momentach wskazywał na samych zawodników, uradowanych kibiców i na lśniące boisko: Oto, kim jesteście, oto, co zrobiliście, tu jest wasze miejsce. Zacisnął pięści i uniósł ramiona w geście triumfu, co było sygnałem dla jego zawodników, że mogą zacząć skakać, tańczyć i spryskiwać butelkami wody zamiast szampana.

Inaczej mówiąc, Hayen chyba nie wierzył, że ta gra, to zwycięstwo nie ma sensu.

To samo dotyczyło zawodników Brugge i ich uradowanych kibiców. Po radosnym zakończeniu zaimprowizowanego spotkania Hayena zespół pozostał na boisku przez kolejne dziesięć minut. Odbyło się pełne okrążenie honorowe. Zatrzymali się przed ultrasami z Brugii, aby porozumieć się ze swoimi fanami. Casper Nielsen, który strzelił zwycięskiego gola, miał zaszczyt pełnić funkcję chórmistrza i dyrygenta.

Od momentu powstania i debiutu nowy format Ligi Mistrzów – z niekończącym się strumieniem meczów, zamazanymi liniami i rozkładanym stołem – zmienił niegdyś najbardziej szanowane rozgrywki klubowe w piłce nożnej w bladą, fałszywą wersję samej siebie.

Teoria głosi, że turniej jest obecnie rozdęty niemal nie do naprawienia, jego dramaturgia osłabła, a ryzyko sfabrykowane. Każdy mecz jest z natury jednorazowy, rozgrywa się w próżni znaczeń, oderwany od całej rywalizacji, jest rodzajem futbolu na wysypisku śmieci, inscenizowanym dla samej inscenizacji, a każdy z nich jest kamieniem milowym na drodze futbolu od sportu do cynicznego i dochodowego kanału dostarczania treści.

Wszystko to może być oczywiście prawdą. Podczas gdy publiczność na stadionie Jana Breydela wychwalała Hayena i jego zawodników, wydawało się, że nikt nie zadał sobie trudu, aby powiedzieć o tym Clubowi Brugge.

To, że nowy format Ligi Mistrzów ma swoje korzenie w niekończącej się chciwości i samolubnym tchórzostwie kartelu potęg Premier League i kontynentalnych arystokratów, którzy przez długi czas mylili swoje własne interesy z interesami gry jako całości, nie budzi wątpliwości.

„Model szwajcarski”, jak go nazywano, został początkowo zatwierdzony przez UEFA (Unię Europejskich Związków Piłki Nożnej) jako sposób na uspokojenie dużych drużyn i upewnienie się, że czują, że Liga Mistrzów działa na ich korzyść. Jest zatem poniekąd ironią losu, że większość prac nad projektem miała miejsce niemal dokładnie w tym samym czasie, gdy kilkanaście z tych klubów było zajętych pracą nad krótkotrwałą i niefortunną europejską Superligą.

Obydwa projekty nie różniły się zbytnio. Elita Europy chciała zarobić więcej pieniędzy. Oznaczało to granie większej liczby gier i, co najważniejsze, więcej gier między sobą.

Po upadku Superligi dyrektor klubu rebeliantów – który poprosił o zachowanie anonimowości, aby chronić swoje relacje – przyznał, że jest zdezorientowany tym, co postrzegał jako rozdźwięk między tym, czego fani twierdzili, że chcą, a tym, czego dane wskazywały, że faktycznie chcieli.

Głośne spotkania pomiędzy dużymi zespołami, które zwykle grają w końcowych etapach Ligi Mistrzów, cieszą się niesamowitą popularnością. Co było złego w chęci częstszego grania w nie?

Ten format powinien sprostać temu zapotrzebowaniu. Jednak jednocześnie przewidywano, że w miarę wzrostu liczebności będzie się zmniejszał geograficznie. Początkowo niektóre kluby proponowały wprowadzenie tradycyjnych miejsc, zarezerwowanych dla poprzednich zwycięzców niezależnie od tego, czy zakwalifikowali się, czy nie.

UEFA i Ligi Europejskie, organ reprezentujący wszystkie krajowe ligi Europy, skutecznie się temu sprzeciwiły. Jest to, stwierdził jeden z dyrektorów biorących udział w dyskusjach, niewiele więcej niż sposób na ochronę, w szczególności czołowych włoskich drużyn, przed ich własnymi niedociągnięciami.

Kompromis przyjął formę dwóch „miejsc współczynnikowych”, zarezerwowanych dla drużyn z lig, które w poprzednim sezonie radziły sobie najlepiej w trzech europejskich rozgrywkach: opcja bardziej akceptowalna, ale mimo to stanowiąca oczywiste ustępstwo na rzecz tych samych interesów.

W fazie grupowej Ligi Mistrzów uczestniczy obecnie 36 drużyn. Pięć najlepszych lig zapewnia ich 22. Rezultatem były zawody, które czasami wydawały się niezdarne, nieeleganckie i wyczerpujące.

Nie było powszechnego doświadczenia związanego z tą iteracją Ligi Mistrzów. Nie można powiedzieć, że niektóre, wszystkie lub żadna z gier nie ma określonego poziomu znaczenia. To, jak ważny jest mecz dla klubu, jest całkowicie spersonalizowane.

Wszystko to było nieprzewidziane. Megality gier nie przeprojektowały Ligi Mistrzów, aby wzmocnić pozycję najmłodszych. Jednak niezamierzona konsekwencja pozostaje konsekwencją.

Nie wydaje się, aby w tych częściach zawodów, w których światło świeci nieco słabiej, wszystko to miało aż tak duże znaczenie. W Brugii konkurencja z pewnością nie traci na znaczeniu, jakby istniała obecnie jedynie jako cień tego, czym była kiedyś: niczym więcej niż strumieniem pustych treści.

„Jestem naprawdę dumny z zespołu” – powiedział Hayen, gdy odzyskał panowanie nad sobą, a jego zespół ma teraz jeden remis, jedno zwycięstwo i jeden mecz od szczytu fazy pucharowej Ligi Mistrzów. „Trzymajmy twardo stąpając po ziemi, ale musimy też naprawdę się tym cieszyć. Czasem nie cieszymy się tymi chwilami wystarczająco”.

source

Bogdan

Bogdan

Bogdan
Cześć, nazywam się Luca i jestem autorem tej strony z przydatnymi poradami kulinarnymi. Zawsze fascynowało mnie gotowanie i kulinarne eksperymenty. Dzięki wieloletniej praktyce i nauce różnych technik gotowania zdobyłem duże doświadczenie w gotowaniu różnych potraw.