Ostatnie posty

Podróżowanie. Na drogach Aradu, od Săvârșin do Șiria

Spędziliśmy w Aradzie tydzień pod koniec sierpnia, z kilkudniowych wakacji, które zaczęliśmy od Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Mangalii, a zakończyliśmy, jak to często robimy, w dolinie Jiu, gdzie spotkaliśmy – wreszcie! – deszcz i chłód. Dlaczego wakacje w Aradzie? Jest kilka powodów, najważniejszy to obietnica, którą złożyliśmy naszemu drogiemu przyjacielowi i zdecydowaliśmy, że nadszedł czas, aby ją uhonorować. Jak to zwykle bywa, rzeczy muszą się połączyć, spleść w pewien sposób, pomysł musi się narodzić, zacząć rozkwitać i doprowadzić do podjęcia decyzji, czy też odpowiedzieć na zaproszenie.

W lipcu, jeszcze w dolinie Ji – ja z okropnie nieprzyjemnym zapaleniem ścięgna w kolanie, które wyobrażałem sobie, że minie za kilka dni, ale które trzymało się mnie przez ponad miesiąc, tak bardzo, że musiałem używać laski, aby sobie pomóc – zaplanowałem dzień w Săvârșin, aby odwiedzić królewską posiadłość. Między majem a październikiem królewską posiadłość Săvârșin można zwiedzać w weekendy, pod warunkiem, że dokonasz rezerwacji (ogłosisz swój zamiar), a następnie złapiesz jedną z tych godzin, kiedy uformowane grupy są odbierane przez przewodników na wycieczkę po królewskiej wiosce i ogrodach na terenie posiadłości otwartej dla publiczności.

Dotarliśmy tam przed południem, jadąc autostradą z Sibiu, tylko po to, by w Ilia aplikacja poprosiła nas o zjazd na DN7, drogę krajową z Devy do Aradu. Săvârșinul znajduje się niedaleko punktu, w którym spotykają się granice powiatów Arad, Hunedoara i Timiș, na prawym brzegu Mureș. Geograficznie znajduje się na granicy Banatu i Crișurilor, na północ od rzeki Mureș i u podnóża gór Zarand. Miejscowi z góry wyjaśniają, że Arad nie leży w Banacie, a ponieważ jest to kwestia lokalnej dumy – rywalizacja między Timișoarą a Aradem jest znana, podejrzewam, że o tym wiedzą – nigdy nie przyszło mi do głowy, aby zakwestionować to twierdzenie.

Pewne jest to, że w Săvârșin – i nie odnoszę się teraz do domeny królewskiej – jedliśmy w piekarni „Brutărie” i wyroby cukiernicze, które nie były gorsze od tych, które kiedyś pozostały w naszych sercach po wakacjach w Makó / Măcău (Węgry). Banat, jako domena korony Habsburgów, z wpływami serbskimi i niemieckimi, osiadł w pewien sposób, podczas gdy zwyczaje królestwa węgierskiego wydestylowały inne składniki: wiele rzeczy z komitatu Arad, to znaczy, można znaleźć w ten sam sposób w komitacie po drugiej stronie granicy – Csongrád-Csanád, ze stolicą w Szeged / Seghedin. Z drugiej strony granica między mieszkańcami Banatu i Transylwanii, zwłaszcza w pobliżu Mureș, jest cienka – przypadek Lipovej i Radnej, oddzielonych Mureș (patrz pisma Slavici) jest tego przykładem – i płynna, dlatego różnice, jeśli w ogóle istnieją, są rozproszone, ledwo dostrzegalne dla oka turysty.

Ale domena królewska to wyspa, na której panują inne zasady, która ma złożoną historię około czterech wieków, gdzie rodzina królewska Rumunii założyła jedną ze swoich rezydencji po Wielkiej Unii, która uhonorowała lokalną społeczność, co jest nadal aktualne dzisiaj, kiedy rola Domu Królewskiego, tak jak widzi to rząd republiki, jest nadal dość niejasna (w filii nadal skutecznie działającej bolszewickiej propagandy, zwłaszcza że tematy zostały ożywione przez reżim Iliescu, a „nowy komunistyczny człowiek” nadal żyje w wielu naszych współobywatelach).

Kiedy dotarłem do bramy królewskiej posiadłości, wydawało mi się, że ból w kolanach ustąpił i dobrze poradzę sobie z wizytą, nawet jeśli nie nadążę za grupą. Z optymizmem zamówiłem kawę w herbaciarni i zimną wodę, a gdy dano sygnał, radośnie podskakując, ruszyłem z grupą i udało mi się nadążyć przez około połowę trasy, po czym przekazałem flagę i usiadłem na ławce. Przede mną dwór (lub, jak kto woli, zamek), rozległa łąka skąpana w hojnym świetle pełni lata, wszystko mówiło mi, że będę musiał wrócić: tutaj, w posiadłości, tutaj, w okolicy, będę musiał wrócić.

Pierwszy zamek – lub dwór – Săvârșin, zwany wówczas Șoborșin, został zbudowany w XVII wieku przez szlachecką rodzinę Forray, która później dobrze sobie radziła pod rządami Habsburgów. Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę wszystkie wielowiekowe drzewa, zwłaszcza palmy, które widziałem na terenie posiadłości, jasne jest, że w centrum tego miejsca znajduje się wielowiekowa historia. Po tym, jak nieco odpocząłem i zregenerowałem siły, a grupa – ze wszystkimi zadowolonymi z wizyty i zdjęć opublikowanych na Instagramie – zaczęła opuszczać łąkę, wróciliśmy do garażu, w którym król Michał prawdopodobnie spędzał swoje ulubione chwile, majstrując przy swojej skromnej małej kolekcji samochodów.

Warsztat samochodowy na terenie królewskiej posiadłości. Źródło: archiwum osobiste

Przypominało mi to, oczywiście zachowując proporcje, garaż mojego ojca, w którym na półkach było wszystko, o czym można było pomyśleć, lub odwrotnie, części, których potrzebowałeś, gdy posiadałeś Dacię. Było tam tak spokojnie, jakbym widział króla ubranego skromnie w szlafrok, z rękami pełnymi kurzu, rdzy, olejów i smarów, z dala od świata i jego problemów, sam na sam ze swoimi myślami. Nie było to dla mnie trudne, ponieważ wszędzie są zdjęcia pracującego króla, a także ekran wyświetlający krótkie filmy na ten sam temat.

Wtedy i tam pojawił się pomysł wakacji w Aradzie; niekoniecznie w mieście Arad, gdzie byłem wcześniej, ale na równinie Aradu, która jest rodzajem Toskanii; dodam, że w tym kluczu można również zobaczyć obecność tak wielu Włochów, którzy kupili ziemię, winnice i rezydencje, które zamienili w piwnice z winem i pensjonaty, jeśli nie zbudowali ich od podstaw. Na równinie Aargau nie można znaleźć sosen kokosowych ani toskańskich cyprysów, ale można znaleźć dęby, klony tureckie lub palmy polne rozrzucone po równinie i jest to równie piękne, szczególnie rano, w jasnym świetle lub o zachodzie słońca, pod srebrzystym puchem.

Zadzwoniliśmy do naszych przyjaciół, otrzymaliśmy rekomendację zakwaterowania w pensjonacie w pobliżu Yria, w winnicach Galșa, dokonaliśmy rezerwacji i tak rozpoczęliśmy nasze wakacje w Aarau. Pierwszy dzień był długi, około 600 km i około dziesięciu godzin jazdy, ale dotarliśmy bezpiecznie i stosunkowo wcześnie do Galșa, na skraju winnic. Od Păuliș do Pâncota, więcej winnic: Miniș, Ghioroc, Cuvin, Covăsânț, Șiria, Galșa… i wszędzie winiarnie i zajazdy. Jak to na wakacjach, nie wybraliśmy krótkiej drogi w dolinie Olt, woleliśmy włączyć Transalpinę, z Novaci do Obârșia Lotrului, następnie Petroșani, Hațeg, Simeria, 35 km autostrady, zjazd w Ilia na drogę krajową, a stamtąd prawie 130 km przez Săvârșin, Lipova, do Șiria. W Horezu zjedliśmy obfite śniadanie, które wystarczyło nam na wiele godzin, ale gdy dotarliśmy do pensjonatu i zakończyliśmy formalności związane z zakwaterowaniem i odświeżeniem się pod prysznicem, następną myślą było zjedzenie kolacji zgodnie z transylwańskim zwyczajem. Wybraliśmy zupę cielęcą po wiedeńsku i sznycel po wiedeńsku z sezonową sałatką, doskonale ugotowane, lokalne wino i było tak dobre, jak tylko mogło być. Zachodzące słońce oświetliło pergolę, pod którą ustawiono stoły, a myśleliśmy, że zaczynają się idealne wakacje.

Zachód słońca w winnicach Galșa. Źródło: archiwum osobiste

Stawiam trochę wóz przed koniem i przyznaję, że wróciłem do domu z kilkoma próbkami wina z okolic Miniș, białego – pinot gris i sauvignon blanc oraz czerwonego – pinot noir i prawdopodobnie domowego cupaja, którym poczęstowali nas nasi gospodarze z „La Foresteria”, wina z winnicy, której część również posiadają. Historia „Ros de Mines” na etykiecie brzmi następująco: „Czerwone wytrawne wino premium produkowane z winogron ręcznie zbieranych ze skalistych wzgórz Covăsânțului, w sercu winnicy Miniș, dawniej zwanej „Steinwein”. Winogrona Pinot Noir pochodzą z pojedynczej winnicy o powierzchni 1,5 hektara, a powstałe wino dojrzewało przez dziesięć miesięcy we francuskich drewnianych barriques, a następnie dojrzewało przez 12 miesięcy w butelce”. Jeszcze go nie zakorkowałem, zrobiłem to z pinot gris, ponieważ po drodze z klasztoru Lainici kupiłem wędzonego pstrąga (produkowanego przez mnichów, gwarantowane) i razem stworzyli doskonałą kolację.

Powrót. Pierwszego dnia zaczerpnęliśmy zimowego słońca z plaży w Gyorok – Ghioroc, co okazało się nowatorskim doświadczeniem. Cicha, czysta, prawie krystalicznie czysta woda w jeziorze, plaża wyposażona we wszystko, czego potrzeba: prysznice, piasek, zadaszenia, tarasy i tak dalej. Ponieważ był piątek, nie było zbyt tłoczno, ale rozumiem, że czasami w weekendy parking na 800 samochodów może być przepełniony. Kiedy tam dotarliśmy, nie sądzę, aby było więcej niż sto samochodów i mnóstwo miejsca na plaży. To było świetne miejsce do pływania.

Wieczorem spotkaliśmy się z naszymi przyjaciółmi, którzy dokonali rezerwacji w pensjonacie „Amadeus and Monica” w Minis. Biznes należał do Moniki, która przez lata ciężko pracowała, aby go utrzymać, aż w 2023 roku jej syn Amadeusz ogłosił, że chce gotować gdzieś w Braszowie, aby rozpocząć karierę. Wtedy Monica rozłączyła się, uznając, że jeśli nadal nie może pozostawić biznesu w rodzinie, to nie warto go kontynuować. Ale w Braszowie Amadeus zdał sobie sprawę z różnicy między gotowaniem dla czyjegoś biznesu a pracą dla siebie i wrócił. Monica ponownie otworzyła pensjonat, przekazując kuchnię wraz z całą organizacją swojemu synowi, a Amadeus zaczął eksperymentować, wprowadzać innowacje, ale także gotować sprawdzone przepisy swojej matki dla starych klientów.

Nam Amadeusz zaproponował pierwsze danie penne w trzech kolorach z domowym pesto, które zawierało również granulowane pistacje, w towarzystwie prosecco z Crama Gârboiu. Młody szef kuchni przeszedł również kurs sommelierski i wyjaśnił, dlaczego zaproponował nam wino z winiarni w Vrù, a nie wino z Minis-Măderat, być może ze znanej piwnicy Balla Gheza. W szczególności podzielił się z nami swoją opinią, że w Balla Gheza Burgundy i Syrah to odmiany, z których powstają najlepsze wina, stąd ich specyfika i, pośrednio, zalecenia dotyczące towarzyszących im posiłków. Kontynuowaliśmy z kaczką na warzywach (marchew, buraki) z sosem czosnkowym i pieczonymi ziemniakami, do których podano czerwone wino również z Gârboiu (mieszanka Cabernet i Syrah), a na zakończenie deser z mascarpone, aromatyzowany wanilią, tonką, pod plasterkami brzoskwini i przyozdobiony posiekanymi pistacjami.

Dla nas, prostych ludzi, był to bogaty, spektakularny posiłek i chociaż trochę się martwiłem, że zjadłem późno, dużo dań, wypiłem wino itp. i będę miał kłopoty, okazało się, że wszystko było ugotowane zgodnie z książką, napoje i deser były idealnie dobrane i nie dały mi nerwów w nocy. Moim zdaniem Amadeus obiecuje wiele w przyszłości, chociaż jest bardzo młody, prawie dziecko.

Następnego ranka, pierwszego dnia weekendu, po tym, jak nasi gospodarze powiedzieli nam o targu w Pâncota, który znajduje się 7 kilometrów od Galșa, zdecydowaliśmy się włączyć go do planu podróży. Targ oferuje wszystko, od warzyw i owoców po stare ubrania, rowery i wszelkiego rodzaju narzędzia potrzebne w gospodarstwie wiejskim i zaskoczył nas swoją rozległością, nie tylko w obszarze hal, ale na wszystkich okolicznych ulicach. Przejście przez nie, zamiast zatrzymywania się i szukania zakupów, zajęło około godziny. Następnie były punkty gastronomiczne, z szerokimi grillami wypełnionymi stekami wszelkiego rodzaju, a w żadnym z nich – a naliczyłem ich kilkanaście – nie brakowało musztard. Oczywiście przyjechaliśmy około dziesiątej, targi w południe wstawały, więc wielu targowiczów – sprzedawców, kupujących – było tam od świtu, a więc od wielu godzin, i naturalne było, że przed świtem również będą chcieli zaspokoić swój głód. W niedzielę warto było przejść przez równie poszukiwany targ Sântana w okolicy, ale po długich rozważaniach skreśliliśmy go z listy.

Z Pâncoty wyruszyliśmy do Ineu, by zwiedzić twierdzę. Zbudowany w XVII wieku na miejscu starej średniowiecznej fortecy z XIV wieku, która przeszła przez kilka dominiów, w tym osmańskich, dziś zespół jest w trakcie renowacji – mogliśmy się tego dowiedzieć wcześniej, ale wtedy pretekst do wizyty w mieście by upadł – i podobno do początku 2025 roku prace, najwyraźniej zaawansowane, zostaną zakończone. Samo miasteczko pozostawia miłe wrażenie, widać, że kiedyś dobrze prosperowało, a cenny i umiejętnie odrestaurowany zabytek doda miastu w posagu sporą, moim zdaniem, wartość. Aby nie odnieść wrażenia, że odbyliśmy podróż na próżno, udaliśmy się do zajazdu po drugiej stronie drogi, dworu „St Sava Brancovici”, budynku zbudowanego w 1900 roku i odrestaurowanego z prywatnych funduszy w duchu regionu Zarand.

Dwór nosi imię metropolity Sawy Brancovici, kanonizowanego przez Rumuński Kościół Prawosławny w 1955 roku za prześladowania religijne z rąk księcia Transylwanii, Mihaia Apafiego I. Pochodzący z Serbii, ówczesny mieszkaniec miasta, Sava Brancovici sprzeciwiał się kalwińskiemu reformowanemu prozelityzmowi podczas pełnienia funkcji metropolity Transylwanii w latach 1656-1680 i był uważany za strażnika Ine i prawosławnej wiary chrześcijańskiej. Weszliśmy do środka, aby odświeżyć się lodami i zimną wodą, więc nie mogę powiedzieć zbyt wiele o menu i jakości jedzenia.

Leave a Response

Bogdan

Bogdan

Bogdan
Cześć, nazywam się Luca i jestem autorem tej strony z przydatnymi poradami kulinarnymi. Zawsze fascynowało mnie gotowanie i kulinarne eksperymenty. Dzięki wieloletniej praktyce i nauce różnych technik gotowania zdobyłem duże doświadczenie w gotowaniu różnych potraw.