Ostatnie posty

Henrikas Vaitiekūnas: leśna kąpiel z panią Apolonią

Media (a także „Lietuvos sveikata”) nieustannie piszą o kojących i leczniczych właściwościach lasu. Niektórzy nazywają to „syndromem kłajpedzkim”.

Wystarczy im wiedzieć, że Smiltynė lub Giruliai są w zasięgu ręki. To samo dotyczy lasów.

Mijamy je na autostradzie. Tylko grzybiarze wchodzą do środka. Ale ich oczy i mózgi nie są skierowane na drzewa ani ich wierzchołki, tylko na mech. Wypchaj swoją torbę grzybami tak mocno, jak to tylko możliwe! I koniecznie zrób zdjęcia! I to szybko – na Facebooka!

Ale droga do wiedzy o lesie i – zgodnie z wymogami naszego tygodnika – leczniczych właściwościach lasu nie powinna była zaczynać się od tego miejsca. Została pomyślana zgodnie z wszelkimi kanonami dziennikarstwa. Ale się nie udało.

Start. W przytulnej kawiarni Aukštaitija spotkaliśmy certyfikowaną terapeutkę leśną, panią Apolonię. (Imię oczywiście zmienione. Ponieważ profesjonalna osoba nie jest winna dziennikarskiego nękania). Rozmowa była tradycyjna: o początkach terapii leśnej. O tym, jak silna jest ta terapia.

Apolonija opowiada o studiach, które musiała porzucić, aby zostać terapeutką leśną, zawód, który do tej pory wykonywała tylko jako fryzjerka męska.

Z drugiej strony, czy wielu z nas potrafiłoby wyjaśnić, co oznacza słowo „terapeuta”, którego używał Platon? Ze starogreckiego oznacza ono sługę, który pielęgnuje chorych. Jeśli rzeczywiście tak jest, to wszystko się zgadza: zwłaszcza gdy pani Apolonia wspomina, że po każdej sesji w lesie przygotowuje dla swoich pacjentów pyszną herbatę. Często z leśnymi jagodami.

– A czym jest samo leczenie? – Pytam.

– Idziemy do lasu – mówi leśny terapeuta. – Zwykle jest to kilka osób. Potem zaczynają się „zaproszenia”: kto chce, może spróbować znaleźć w lesie przyjaciela drzewo.

Kto chce – drzewo-psychologa. A potem trzeba z nimi rozmawiać przez około 20 minut. W samotności. Najlepszym sposobem na rozmowę z drzewoprzyjacielem czy drzewoprzewodnikiem jest rozmowa na głos. A ja muszę sprawić, by znajomość z nowym przyjacielem – „zielonym doktorem” – zakończyła się sukcesem.

– Są też inne „zaproszenia” – kontynuuje specjalista od „kąpieli leśnych” (jak nazywa się tę terapię w Japonii czy Finlandii) – „czasami proszę „pacjentów”, by szukali odcieni zieleni (dasz wiarę, że jest ich ponad 40?).

A czasami wszyscy zgadzamy się skosztować… kory drzewa. („Cóż, co to jest teraz?” – zapytała jedna z uczestniczek. Ale potem powiedziała, że nie spodziewała się, że kora brzozy będzie… smak słonecznika).

Zakończenie jest takie, jakie powinno być w rzetelnym i medycznie zorientowanym eseju.
– Przebywanie w lesie – mówi pani Apolonia – równoważy naszą psychikę i układ odpornościowy. Głowa się regeneruje, myśli stają się jaśniejsze.

Wystarczy cztery lub pięć godzin spędzonych w lesie miesięcznie, aby osiągnąć rezultaty – stać się zdrowszym. Oczywiście nie za jednym zamachem, nie w „sesji uderzeniowej”.

A leśny terapeuta opowiedział nam o dobroczynnym działaniu fitoncydów (substancji biologicznie czynnych, które zabijają bakterie, pasożyty i grzyby).

Słuchałem tego i mruczałem bzdury:
– Więc nie spodziewasz się grzybów, kiedy wdychasz fitoncydy?

W odpowiedzi usłyszałem pełne dezaprobaty spojrzenie. Kontynuowałem więc w milczeniu, słuchając opowieści o tym, jak nawet gdy nie ma „pacjentów”, wciąż chodzi do lasu – ze swoim psem. (I jak tu chodzić z psem i jednocześnie szukać 40 kolejnych odcieni zieleni? I jak zareaguje zwierzę, gdy zaczniesz głośno mówić do drzewa zamiast do niego? No, ale oto tylko ciche i niesłyszalne zdania pani Apolonii.

I zastanawiałem się nad tym na głos:
– Więc teraz znasz wszystkie drzewa w lesie?

Kiedy pomyślę, że choć żyję już wiele lat, trudno byłoby mi dziś odróżnić olszę białą od grabu. Jeszcze trudniej odróżnić wiąz od wikliny. Cóż, może nie wszyscy są takimi ignorantami?

Ale odpowiedź specjalisty była zaskakująca: nie, tych szczegółów (?) trzeba się nauczyć samemu. A na uniwersytecie nasi przyszli lekarze ciała i umysłu uczyli się o glebie, badali działanie lotnych związków bioaktywnych, geofonię (dźwięki pochodzenia niebiologicznego) i biofonię (dźwięki żywych organizmów).

Były też wykłady z psychologii. I to jest dobra rzecz, jeśli… możesz to przekazać osobie, która słucha cię później. (Tak powiedział!). Ale pedagogiki, jak zrozumiałem, nie uczono. Oczywiście mogę się mylić. Ale możemy to sprawdzić razem. Spróbujmy!

Wspólnie zareagujmy na stwierdzenie, które rozpoczęło jedną z reklam zapraszających do studiowania terapii leśnej. Czy to cię „wciągnie”? Czy Cię zainteresuje?

Cytat. Przychodzisz do lekarza, oczekując środka uspokajającego lub konsultacji psychologicznej. Ale zamiast tego „przepisują” ci inny rodzaj recepty: radzą ci spędzić następną godzinę… w lesie”. Czy ci się to spodoba?

Chociaż znam odpowiedź, muszę uprzedzić wydarzenia, wydając wstępnie autoryzowaną opinię: nie jestem przeciwny żadnemu doświadczeniu w lesie.

A jeśli złości cię rada lekarza, by iść do lasu zamiast brać leki, to też w porządku: pójdziesz gdzie indziej po pomoc.

Ale czy nie sądzisz, że czegoś nam brakuje? Oto rzecz: nawet rzadki dziwak, który przyjmuje radę lekarza, aby udać się na spacer do lasu, raczej nie pomyśli o zaproszeniu instruktora-organizatora spaceru do lasu wraz ze swoimi problemami i zszarganymi nerwami.

Lepiej iść samemu. Chociaż może być zabawniej z wczorajszym fryzjerem, który jest teraz wykwalifikowanym terapeutą leśnym? (Proszę, nie dopatruj się w tym stwierdzeniu dyskryminacji ze względu na płeć lub seksizmu: 49 kobiet i jeden mężczyzna wśród tych, którzy tej wiosny ukończyli studia jako terapeuci leśni!)

Kawałek niezbyt ciekawych technicznych rzeczy pod koniec artykułu. Nauka tego zawodu trwa rok. Koszt to około 2 tysiące euro.

Absolwenci dołączają do szerokiego grona terapeutów już istniejących i pracujących na Litwie: do terapeutów sztuki dołączają terapeuci muzyki i tańca. Mówi się, że czytanie niektórych książek leczy również choroby ducha i nerwów. Spotkałem wielu ludzi, którzy leczą dolegliwości pisząc wiersze. I tak dalej.

Powoli podążamy Nową Drogą Poznania. I już niedługo, podobno, będziemy mogli ogłosić: jesteśmy pierwsi w Europie (a kto wie, może i na świecie?) pod względem liczby terapeutów na tysiąc mieszkańców. I będzie tylko jeden problem: dwutygodniowa kolejka w przychodni, by oddać kroplę krwi do analizy. Bo nie ma już „siostrzyczek”. Wszyscy są terapeutami!

Leave a Response

Bogdan

Bogdan

Bogdan
Cześć, nazywam się Luca i jestem autorem tej strony z przydatnymi poradami kulinarnymi. Zawsze fascynowało mnie gotowanie i kulinarne eksperymenty. Dzięki wieloletniej praktyce i nauce różnych technik gotowania zdobyłem duże doświadczenie w gotowaniu różnych potraw.